Przyjeżdżamy do Erewania ok. 18. Marszrutka kończy trasę na dworcu autobusowym, o tej porze całkowicie opustoszałym. Taksówkami jedziemy do centrum, gdzie okazuje się, że mimo ustaleń, nie ma dla nas miejsca w zarezerwowanej kwaterze. Piotrkowi udaje się telefonicznie namówić panią, by znalazła nam inne miejsce, co w końcu się udaje. Trafiamy do wynajmowanego mieszkania przy Placu Sacharova, które dzielimy z niewidzialnymi Francuzami. Świetna lokalizacja; po zrzuceniu plecaków ruszamy „na miasto”. Na kolacje jemy „pizzę armeńską” – cienki placek z różnymi dodatkami i przyprawami – i wspinamy się na Kaskadę (wielkie schody z tarasami), skąd popijając piwko i jedząc suszone rybki oglądamy panoramę miasta by night.